Witajcie kolegczosy w kolejnym odcinku Kącika Modelarskiego! Tym razem ponownie zaczepimy się o temat aerografii i opowiem wam o mojej podróży w nieznane w poszukiwaniu nowego kompresora do warsztatu! (Jego profil możecie zobaczyć na obrazku powyżej, ale zagadkę WHO'S THAT POKEMON?! rozwiążemy na koniec wpisu, aby zachęcić was do lektury, lub chociaż przescrollowania w dół ;P)


Osobom jeszcze nie malującym szybko przypomnę, że jeżeli mówimy o malowaniu aerografem, podstawowa lista zakupowa jest dosyć prosta. Wystarczy kompresor, sam aerograf (który ja zwykle nazywam piórem - bo wygląda jak wieczne pióro z gwintem 1/8 cala) oraz wężyk, który połączy nam jedno z drugim, abyśmy mogli zacząć psiukać.
Najczęściej osoby siedzące dłużej w temacie, które decydują się na modelarski upgrade, sięgają najczęściej po nową iglicę z dyszą, wygodniejszy uchwyt, szybkozłączkę, ewentualnie mały zawór z manometrem bezpośrednio przy piórku, lub jakiś inny drobiazg aby poprawić sobie jakość pracy. Ewentualnie kupują zupełnie nowy aerograf, który jest najczęściej jak przesiadka w zupełnie nowe auto.
Internetowe poradniki i grupy modelarskie są absolutnie wypełnione wiedzą i sugestiami, co wybrać, gdzie kupić i na co zwrócić uwagę.


 

Jeżeli chodzi o kompresory, jest to temat praktycznie pozbawiony różnorodności.



Jak się okazało z mojego rozeznania po wspomnianych wcześniej grupach i poradnikach, zdecydowana większość społeczności ludzikowej którą znam pracuje na nieśmiertelnym, powszechnym i uwielbianym kompresorku AS-186 lub AF-186 (do tej pory nie mam pojęcia czym się różnią oprócz nazwy), lub samoróbką wykonaną z agregatu do lodówki.
Z racji tego, że AF-186 już stoi w moim warsztacie a lodówka jest mi potrzebna do RZECZY, musiałem zrobić skok na głęboką wodę i samodzielnie przeczesać sklepy z pneumatyką.




Czego w ogóle szukałem?

 

Przesiadkę z AF-186 zdecydowałem w czasie ostatnich projektów, kiedy musiałem malować równocześnie całe duże projekty (20+ modeli równocześnie). Wtedy zacząłem odczuwać niedobór przygotowanego powietrza do pracy - kompresor co prawda dzielnie wyrabiał się na bieżco "dopompowując" zbiornik, ale było to obarczone prawie ciągłą pracą (przy częstym płukaniu wodą i zmianą kolorów, dopełnianiem farby itp) przez co szybko się nagrzewał a ja musiałem robić wymuszone przerwy w pracy, aby dać mu "ochłonąć".
Postanowiłem więc znaleźć jednostkę z większym zbiornikiem (6 litrów lub większą) i mocniejszym silniczkiem, który będzie szybciej napełniał zbiornik - co przełoży się na dłuższy czas kiedy nie pracuje.




 

Olejowy czy Bezolejowy

 

W pierwszej kolejności wyeliminowałem z przeglądanych pozycji kompresory olejowe. Mimo że wydajniejsze i wpadające często znacznie korzystniej pod kątem cena/jakość, to moim zdaniem zbyt "ryzykowne" na potrzeby modelarskie. Przy malowaniu figurek nie chciałem wynikających z opisu "możliwych przypadkowych kropel oleju, które mogą trafić do zbiornika" a skoro do zbiornika to później do pióra i na figurkę.
Postawiłem więc na kompresor bezolejowy, który takiego ryzyka nie niesie i przy okazji nie wymaga dodatkowych zabiegów i konserwacji.

 


Kto by miał na to czas?




Najważniejszy aspekt - Cena Hałas

 

Oferta małych kompresorków, które mieszczą się spokojnie w pokoju, nie wymagając przestawiania mebli okazała się naprawdę spora. Ceny zaczynają się już w okolicach 300-350 zł czyli mniej więcej jak ASy i AFy. Mają naprawdę fajne parametry pracy, butle od 3 do 6 litrów, niektóre nawet dostają w komplecie pasek, dzięki czemu można je zabrać ze sobą na warsztaty jak tobę na laptopa. Mój początkowy entuzjazm szybko ostudziły unboxingi, w których zrozumiałem dlaczego jeszcze nikt się nimi nie chwali na grupach - to sprzęt dedykowany dla ludzi pracujących w słuchawkach ochronnych, w hali lub warsztacie (a nie w wydzielonym kącie mieszkania w bloku). Moje poszukiwania zostały więc po raz drugi zawężone, tym razem o wysokość generowanego hałasu.


 

   
Czy ktoś potrafi go rozpoznać na pierwszy rzut oka?




Ostateczny pojedynek

 

Po dwóch kolejnych popołudniach spędzonych na oglądaniu unboxingów, udało mi się wytypować dwa kompresory, które spełniały moje wszystkie wymagania: większy zbiornik, mocniejszy silnik, bezolejowy, z niskim poziomem hałasu i rozmiarami, które pozwolą stosować go w domu bez posiadania małego podnośnika albo pancerza wspomaganego.

 

Na tapecie pozostali Stanley Fatmax STF564 z 6 litrowym zbiornikiem i Magnum JWS-9 z 9 litrowym zbiornikiem. Cenowo oscylowały w przedziale 500-550 złotych, więc drożej niż trzęsące rynkiem chińskie maluchy, ale nie na tyle drożej, aby to była kwota absolutnie zaporowa i zniechęcała do zakupu.

 

Ostatecznie postawiłem na kompresor Stanleya, ze względu na mniejszy rozmiar i mniejszy SUGEROWANY poziom hałasu, który zdawał się być potwierdzony przez oglądane unboxingi. Na koniec została mi jeszcze ostatnia zagwostka - połączenie kompreosora z aerografem.

 

 


To Koff... Fatmax! Stanley Fatmax!

 





Szybkozłączki i jak je wybrać

 

Tu z pomocą przyszedł człowiek, który ostatecznie dokonał ze mną transakcji kupna-sprzedaży i pokierował mnie czego powinienem szukać. Wam ten problem odpada, bo powiem wam wszystko osobiście!

Duże kompresory (w tym ten, który recenzuję) mają wyjście 1/4 cala z szybkozłączką typu 26 (podobno najbardziej uniwersalna w pneumatyce, ale dla kogoś tak obeznanego jak ja, wszystkie wyglądały prawie identycznie) - jest to część "żeńska" więc ja potrzebowałem części "męskiej", którą będzie się dało przyczepić do przewodu (nawet w świecie kompresorów są tylko dwie płcie).

Zostało mi zatem znaleźć przewód który będzie miał równocześnie końcówkę 1/8 cala dla aerografu i 1/4 cala dla kompresora po drugiej stronie węża. Takie rzeczy na szczęście w internecie istnieją, i to od razu z dodatkową szybkozłączką odpowiedniego typu. Dla osób, którym chce się pokombinować i oszczędzić parę złotych jest również możliwość zainstalowania na wężyku 1/8 x 1/8 (takim jak zazwyczaj łączy ASy i AFy z aerografami) przejściówki na gwint 1/4 cala i połączenie go z szybkozłączką męską typu 26 również w rozmiarze 1/4 cala.
Proste! (wcale nie, do ostatniej chwili bałem się że kupiłem złą)

 

Będziecie szukać czegoś co wygląda w ten sposób.




 


Porównanie AF-186 i Stanley Fatmax STF564

 

Na potrzeby porównania, wybrałem kilka najbardziej działających na wyobraźnię parametrów, które oddają najważniejsze aspekty przy malowaniu aerografem (pomiar dokonany psikaniem ciągłym, trigger maksymalnie w podłogę, ciśnieie ustawione na 20 PSI):


Czas napełnienia zbiornika od pustego tanka do pełna (Tn 0)


Czas pracy od pełnego zbiornika do utraty ciśnienia w aerografie ustawionym na 20 PSI z którym zazawyczaj maluję (Tp MAX)

 

Czas napełnienia zbiornika od momentu automatycznego uruchomienia kompresora do pełna (Tn Work)


Czas pracy od pełnego zbiornika do automatycznego uruchomienia kompresora, który dopełni butlę do pełna (Tp Work)


Hałas generowany przez kompresor (N)


 

 

 AF-186 (3l, 4 atmosfery)Stanley Fatmax STF564 (6 litrów, 8 atmosfer)
Tn 01m 40s1m 6s
Tp MAX1m 6s5m 3s
Tn Work33s22s
Tp Work21s1m 56s
N52dB57db

 


Stanley wypada zdecydowanie mocniej pod względem szybkości napełniania butli wyprzedzając AFa o prawie 30 sekund mając 2x większy zbiornik do napełnienia i dwukrotnie większe ciśnienie w butli. Przełożyło sie to na ZNACZNIE dłuższy czas pracy bez doładowania (zarówno przy pracy do utraty ciśnienia jak i teście do najbliższego uruchomienia).


Biorę jednak pod uwagę fakt, że mój AF-186 przetrwał ze mną prawie 4 lata wspólnego malowania i może wykazywać inne warunki pracy, niż identyczny kompresor prosto ze sklepu, lub używany dłużej/krócej, w innych warunkach itp. więc tu zachęcam do przetesowania swojego własnego kompresora i porównania ze Stanleyem, który był testowany praktycznie prosto po wyjęciu z kartonu (pomalowałem nim może 2-3 dni).

 

Na koniec jeszcze coś, na co zapewne większość z was czeka czyli porównanie poziomu hałasu z obu kompresorów [link!] (mój debiut na youtube) abyście mogli ocenić sami, czy da się to znieść w waszych domowych warunkach.




 

Podsumowanie

 

Na zakończenie mogę wam szczerze polecić przesiadkę na mocniejszą jednostkę, jeżeli podobnie jak ja malujecie dużo lub bardzo dużo ludzików, lub chcecie mieć bardziej komfortowe warunki pracy (ciszę przez większość czasu). Nie oznacza to, że zupełnie skreślam ASy i AFy, absolutnie! Uważam że to nadal bardzo solidna opcja do malowania, zwłaszcza jeżeli bierzecie na tapetę pojedyncze oddziały lub pojazdy, lub zaczynacie swoją przygodę z malowaniem i budżet ma znaczenie (a zazwyczaj ma).


Gdybyście mieli jakieś pytania, możecie śmiało atakować mnie osobiście na facebooku, przez fanpage klubowy lub skrzynkę mailową FGB :)