Witajcie ponownie kolegczosy!


 

Po moim pierwszokwietniowym artykule, w którym wytknąłem wszystkie "wady" malowania aerografem [link!], przyszedł czas na zbalansowanie tego kolejnym wpisem.

Tym razem już na poważnie - w którym opowiem jak aerograf zmienił moje podejście do malowania i zapewnił mi cała masę profitów, będąc kamieniem milowym porównywalnym z odkryciem mokrej palety. Spełnię też swój mały malarsko-hobbystyczny plan, tworząc małe kompendium wiedzy o psikaniu i wyborze aerografu (zdobywanej zarówno z masy czytanych i oglądanych źródeł jak i bazując na zapewne już liczonym w tysiącach godzin doświadczeniu).



Zacznę oczywiście od małego story-time i opowiem wam jak sam zbierałem się do podejścia do aerografu.

Jako początkujący nowomalarz, oglądałem w internecie całe masy figsów, z zazdrością patrząc jak ludzie na grupach/forach potrafią w ciągu weekendu pomalować czołg, samolot czy cały oddział piechoty od A do Z. Praktycznie zawsze w odpowiedzi na pytanie "jak to możliwe" słyszałem, że to dzięki aerografowi. Narzędziu, które wtedy wydawało się dla mnie tak odległe jak lot w kosmos. Bo kto to pomyślał żeby wydawać TYSIONC złotych na jakąś maszynerię do psikania farby.

Incepcja jednak została zainstalowana w głowie, a ja coraz aktywniej zacząłem poszukiwać informacji na ten temat. Jak zapewne sami wiecie ze swoich doświadczeń z grupami modelarsko/figurkowymi, ilość opinii i poglądów najczęściej równa jest liczbie komentarzy pod postem. Po dwóch (zupełnie nieplanowanych) gównoburzach na 100 komentarzy, stwierdziłem że trzeba po prostu pogadać osobiście z kimś kto już ma doświadczenie z malowaniem aero.
Tu właśnie dostałem najwięcej pożytecznych informacji, zarówno odnośnie potencjalnych zakupów, problemów które napotkam, profitów wynikających z malowania aero, a nawet pierwszych ćwiczeń (które oczywście olałem i zacząłem od razu malować modele). Stąd też mała rada: jak po artykule będziecie mieli jeszcze jakieś pytania to śmiało możecie mnie atakować z pytaniami, zarówno internetowo jak i osobiście w klubie ;)

Okazało się, że wejście w temat aerografowania wcale nie musi być kosztowne (duh!), a w przypadku jakbym się zraził to prawie-nie-używany kompresor znajduje nowy dom w 24 godziny od momentu wrzucenia ogłoszenia. Mój na szczęście nie musiał, choć nie obeszło się bez ambarasu. Jak już wszystko (w sensie kompresor, aerograf, chemię, patyczki do uszu i resztę profesjonalnych narzędzi - za które w sumie zapłaciłem jakieś 400zł czyli równowartość jednego AoSowego Greater Demona bez bitsów lub 6 Troglodonów wychodzących z jeziora) zgromadziłem w swoim hobby-kącie, rozsiadłem się wygodnie i... ŁOŁ, to faktycznie było jak lot w kosmos.



 


Pierwsze ofiary metody: Aero -> Wash -> Drybrush





W jedno posiedzenie pomalowałem trzy trolle do AoSa, które zapowiadały się na minimum dwa tygodnie mojej standardowej dłubaniny. Tempo w jakim można nakładać kolejne kolory na figurki, nie męcząc się z dziubaniem pędzelkiem, momentalne przejścia z koloru w kolor prawie wysadziły mnie z fotela. Problem pojawił się dopiero przy czyszczeniu, kiedy zgodnie ze wszystkimi pro-tipami rozłożyłem aerograf na części pierwsze. Tak zwane "chińczki" mają najistotniejszy element (czyli nozzle - taki mały dynksik, w którym zbiera się farba a cofająca się igła wypuszcza ją na strumień powietrza) dokręcany do korpusu aerografu tycim kluczykiem. To się udało, podobnie jak czyszczenie. Natomiast przy ponownym montażu, totalnie nie wyczułem oporu dawanego przez element wielkości ćwiartki paznokcia i usłyszałem tylko małe TINK! w momencie gdy jego część odbijała się od parapetu. Jak zapewne się domyślacie był to pierwszy i ostatni raz kiedy nim malowałem.

Na szczęście nie zniechęciłem się i tym razem zainwestowałem w aerograf od Hardera & Steenbecka, który ponownie okazał się lotem w kosmos, tylko tym razem w luksusowym frachtowcu a nie w jednoosobowej kapsule z kolanami za uszami. Nim maluję już trzeci rok, będąc po jednej wymianie uszczelek i jednej igły (bo jestem dzbanem i upuściłem ją na podłogę).
Od tamtego pamiętnego dnia pomalowałem grubo ponad 300 figurek (i 20+ elementów makiet) i zapewne nawet nie zbliżyłbym się do tej wartości gdyby nie aerograf.



 


Dlaczego w ogóle aerograf?


Mój wstępniak jedynie nakreślił temat, z którego teraz płynnie przejdę do monologu na temat zalet korzystania z aerografu.

Na sam początek muszę powiedzieć o oszczędności czasu. Nakładanie kolorów bazowych (i często również rozjaśnień i cieniowania) na modele jest nieporównywalnie wygodniejsze, szybsze i przyjemniejsze korzystając z aerografu. Zwłaszcza w przypadku malowania modeli, których schemat kolorystyczny opiera się na jednym lub dwóch kolorach.





 

 

Ta część malowania, która swego czasu zajmowała mi najwięcej, teraz jest tak naprawdę formalnością, którą traktuję jak wycinanie z wyprasek czy oczyszczanie nadlewek. Po nim faktycznie mogę zacząć faktycznie malować, czyli nakładać szejdy, malować rozjaśnienia i inne fajne efekty, które zbliżają nas do finalnego efektu na figurce.

Oczywiście, są modele których nie da się tak potraktować, bo nawet na szeregowej piechocie mają mnóstwo detali (patrz: Ork Boye, Genokultyści, figurki z Necromundy), ale zawsze możemy skrócić sobie pracę, psikając kolor na część elementów (np. spodnie i kurtki) a resztę wykończyć pędzlem.




Muszę się przyznać, że nigdy nie miałem wątpliwej przyjemności malować dużych figurek pędzlem. Na początku mojego figurkowego hobby mnie po prostu onieśmielały i najzwyczajniej w świecie nie chciałem ich zepsuć. Jak malowałem Arachnaroka do armii goblinów, absolutnie nie potrafiłem sobie wyobrazić konieczności malowania pędzelkiem całego tego pancerza na brązowo a później "ręcznego" malowania wszystkich płytek jaśniejszymi odcieniami. Podejrzewam że można przy tym zwariować.





Duże modele są wręcz stworzone do pracy z aerografem. Mamy tam znacznie większy margines błędu (więc możemy po prostu być mniej precyzyjni albo używać większej dyszy i igły, które mniej się zapychają i wymagaja mniej konserwacji), nakładamy idealnie gładką warstwę farby nie zostawiającą śladów włosia z pędzla. Co więcej, możemy w każdej chwili zmienić schemat kolorystyczny tracąc maksymalnie 5-10 minut na ponowny pre-shading i psiknięcie bazowego koloru. Zaoszczędzony czas można poświęcić na wymuskanie detali, podstawki, zrobienie freehandów i innych efektów które przyciągają oko!




Przy okazji powyższego akapitu wspomnę jeszcze o terenach i makietach. Tu malowanie aerografem jeszcze bardziej ułatwia sprawę, bo bardzo często bazowe kolory (plus ewentualny pigment i posypki) to wszystko czego potrzebujemy, aby mieć fajne tło do prowadzenia bitew naszymi plastikowymi laleczkami. Ze względu na rozmiary makiet, malowanie ich tradycyjnie to najzwyczajniej w świecie droga przez mękę. Oczywiście można wziąć wielki pędzel i slapnąć farbę solidnym, staropolskim strupem ale dlaczego mielibyśmy obniżać jakość aby zyskać na czasie, kiedy można mieć ciastko i zjeść ciastko korzystając z aero?

Niżej wrzucam trzy swoje projekty terenowe: obserwatorium malowałem jeden wieczór w pracy (gdzie miałem też inne obowiązki), Hellfort zajął dwa dni (również w czasie pracy), cały zestaw ruin do Warcry to kolejny jeden dzień w pracy. Można z tego ułożyć spokojnie dwa-trzy pełnowymiarowe stoły do gry. W 99% składają sie z psikania aerografem i odrobiny drubrusha :)



 




W moim parodiowym wpisie wspominałem, że nie ma techniki, której nie da się uzyskać tradycyjnymi metodami - czyli za pomocą klasycznego pędzla. I jest to absolutna prawda. Warto jednak pamiętać, że aerograf pozwala nam wiele efektów uzyskać "na skróty", dzięki czemu nie musimy mieć super zdolności w blendowaniu kolorów lub poświęcać na to kilku(nastu) godzin więcej.

"Sztuczką" której warto się nauczyć zaraz po rozpoczęciu przygody z aerografem jest pre-shading. Czyli zasymulowanie sobie zenitalnego rozkładu światła na figurce (tego gdzie będą highlighty) korzystając z ciemnego podkładu i bardzo jasnej farby psikniętej na model bezpośrednio z góry (najczęściej czarny i biały, czarny i szary, ale można użyć też bardziej egzotycznych kombinacji w zależności od efektu jaki chcemy uzyskać). Uzyskany monochromatyczny model służy jako wskazówka gdzie mamy później malować highlighty, lub możemy wykorzystać to jako bazę pod nakładanie transparentnych kolorów (z aerografu lub pędzlem) co jest bardzo popularną metodą na speedpainting modeli.




Przykład pre-shadingu i na który położyłem brązowy ink (taki contrast z czasów przed contrastami ;)).


 

Kolejnym sztandarowym przykładem techniki którą ułatwia aerograf jest OSL, czyli symulowanie źródła światła, które znajduje się NA modelu (a nie NAD nim jak w przypadku pre-shadingu). Niezależnie czy jest to reflektor na Rhinosie, magiczny miecz, runy na pancerzu, broń plazmowa czy venty w futurystycznych silnikach, jest to jeden efektów z robiących największe WOW i który jest banalnie łatwy do uzyskania (na tyle, że niektórzy zakładają studia malarskie po opanowaniu go w stopniu podstawowym).
Rzecz jasna OSL OSLowi nie równy i te najbardziej bajeranckie wymagają zarówno mega wyobraźni, pracy pędzlem jak i aerografem, ale jeżeli chcecie zrobić szybką "chmurkę światła" na modelu, nie ma co tracić czasu i wystaczy szybkie psik z aero. Na załączonym przykładzie runy namalowane na podstawkach przy pomocy pędzla i aerografu :)


 




Na swoim własnym przykładzie wiem, że malowanie w spójny sposób całej armii, to nie jest najłatwiejsze zadanie gdy malujemy tylko pędzlem. Gdy malowałem Orków do WH40k, na przełomie jakiś 1500pkt miałem: jakiś 15 odcieni skóry, trzy różne spoosoby malowania mechów, trzy różne odcienie niebieskiego (głównego koloru w armii), podstawki robione na kolejnych kilka sposobów. Dlaczego? Bo malowałem na tyle wolno, że w wyniku eksperymentów z nowymi farbami, technikami, pomysłami i wzrostem skilla, jakość zaczynała sie coraz bardziej rozjeżdżać. Co więcej, najzwyczajniej w świecie zapominałem jak malowałem dany unit, który robiłem kilka(naście) miesięcy wcześniej. Zapewne większość przeciwników z którymi grałem kompletnie nie zwracała na to uwagi (bo sam fakt grania full painted orkami wystarczająco rozprasza), to mnie osobiście nie dawało to spokoju.

Obecnie maluję kolejny większy projekt - Nurglaków do Age of Sigmar. Dzięki korzystaniu z aerografu mam spójne kolory na przestrzale wszystkich wymalowanych figurek, spójne podstawki a cały proces malowania podobnej ilości punktów zajął mi (ostrożnie licząc) jakieś dziesięć razy mniej czasu.







 


Obalenie mitów

 

To chyba najbardziej wyczekiwany fragment wpisu bo zdementuje w nim najpopularniejsze kontrargumenty używane w dyskusjach odnośnie tego czy warto zaczynać zabawę z aerografem.

Na pierwszym miejscu jeden z moich faworytów czyli ogromna ilość miejsca wymagana pod aerograf i hałas, który generuje. Otóż nic bardziej mylnego, moje klaustrofobiczne biurko w wymiarach niecałego metra kwadratowego w zupełności wystarcza jako obszar malarski i jak widać na załączonym obrazku, jedynym zabezpieczeniem jakie stosuję jest kawałek folii (w formie reklamówki rozciętej po brzegach) którym zaklejam blat i kawałek ściany przed sobą. Dopóki znajomy nie poprosi was o lakierowanie drzwi do Opla, na potrzeby figurkowe wystarczy dowolny zabezpieczony przed bałaganem kawałek blatu. Osobiście nie potrzebuję wyciągu ani specjalnej budki malarskiej bo stosuję farby akrylowe wodorozcieńczalne (czyli Vallejo, Citadelki, P3 i inne typowe normikowo-figurkowe marki), więc nie muszę obawiać się groźnych oparów. Uchylone okno w zupełności wystarcza aby zapewnić dobry flow świeżego powietrza. Poza tym farby Vallejo do aerografu pachną jak guma do żucia, więc nie męczymy współdomowników przykrymi zapachami.



 


W przypadku małych, przenośnych kompresorków używanych powszechnie przy malowaniu ludzików, hałas nie jest w żaden sposób uciążliwy. Owszem, pracujący silnik słychać w pokoju w którym pracujemy, ale po pierwsze uruchamia się tylko na czas napełnienie zbiornika powietrza (czyli raz na kilka minut), po drugie jego "pyrkanie" jest niczym w porównaniu z pralką na odwirowaniu czy odkurzaczem. To zupełnie nie ten poziom. Jeżeli kot jest w stanie podejść do pracującego kompresora to coś jest na rzeczy.




Ogromne koszta to kolejny często przywoływany argument i powód dla którego wiele osób zwleka, lub kompletnie rezygnuje z podejścia do aerografu. Jest on częściowo słuszny, bo samo "psikadło" z wyższej półki potrafi kosztować ponad tysiąc złotych - a to spory jednorazowy wydatek. Najczęściej jednak rekomenduje się (i ja się pod tym podpisuje) z rozpoczęciem przygody z mniej skomplikowanym narzędziem, na którym nauczymy się podstaw malowania i konserwacji. W opcji totalnego minimum cały zestaw (czyli kompresor, wężyk i aerograf) można dorwać za niecałe 400zł. Za tyle korzystacie ze wszystkich profitów które wymieniłem w pierwszej części wpisu. Jak na figurkowo-hobbystyczne realia, gdy jest to często koszt jednego większego pudełka figurek, warto się zastanowić czy chcemy kolejną dokładkę do naszej półki wstydu, czy coś dzięki czemu da się nam ją pokonać ;)




Kiedyś w jednej z dyskusji trafiłem na wypowiedź osoby, która twierdziła że aerograf jest "skomplikowany". Przez chwilę pokiwałem nad tym głową, bo faktycznie musimy ustawić sobie odpowiednie ciśnienie na kompresorze, regulować ilość powietrza i farby triggerem, zadbać o odpowiednią konsystencję farby, kontrolować odległość aerografu od modelu. Tyle że malowanie zwykłym pędzlem też wymaga pilnowania masy czynników. Dbamy o konsystencję farby na palecie, pilnujemy ilości farby na czubku włosia, dbamy o ostry szpic, staramy się aby nie zasychała wewnątrz objętości włosia, nie wspominając już o bardziej złożonych technikach gdzie mieszamy dwa kolory wewnątrz pędzla (ten słynny loaded brush) albo mieszamy dwa kolory bezpośrednio na figurce.
W moim odczuciu oba narzędzia wymagają odrobiny wyczucia i finezji aby spełniały dobrze swoje zadanie.
Jeżeli chodzi o konserwację po zakończeniu malowania, rozłożenie lepszego (w sensie nie-chińczykowego) aerografu na częsci pierwsze, przetarcie go cleanerem i ponowny montaż zajmuje mi (very personal osobiście) no jakieś 2 do 5 minut. W czasie samego malowania najczęsciej wystarcza płukanie wodą lub przy mocniejszych zabrudzeniach cleanerem.
Mycie pędzli (najczęściej używam 2-3 rozmiarów w jednym posiedzeniu nad figurkami) korzystając z mydełka, z płukaniem i układaniem włosia to zapewne też jakieś 5 minut. Czyli bez jakiejś odczuwalnej różnicy w porównaniu z aerografem.
Posumuję ten akapit memesem:


 




Na deser moje ulubione, czy pogląd że malowanie aerografem to oszukiwanie.

Pozwolę sobie dobitnie powiedzieć że jest to absolutna bzdura. Aerograf jest narzędziem modelarskim, częścią hobbystycznego arsenału, które (niestety) nie likwiduje w jakiś magiczny sposób wszystkich problemów i zagwostek związanych z malowaniem.
Twierdzenie że ktoś oszukuje aerografem, bo malowanie figurek pędzlem jest bardziej "prawdziwe" jest efektem działania umysłów osób biednych materialnie jak i intelektualnie. Kupno i korzystanie narzędzia które skraca czas i podnosi komfort pracy jest najzwyklejszą w świecie inwestycją w siebie i hobby, podobnie jak lepszy pędzelek z dobrym włosiem, mydełko do czyszczenia czy dobra lampa.

Mam wrażnie że aero ma sporo złej sławy przez "pro painted studia" i samozwańczych mistrzów szybkiego OSLa, którzy wyrzucają z siebie kolejne figurki jak fabryka reprezentując wątpliwą jakość wykonania, co tylko dowodzi tego, że dobre efekty wymagają ogromnej ilości czasu, zaangnażowania i umiejętności - dokładnie jak z każdym innym narzędziem którego używamy.
W moim osobistym odczuciu, po "wypsikaniu" kilku setek godzin aerografem, zdaje sobię sprawę że nie znam nawet połowy rzeczy które da się robić aerografem, a po zobaczeniu w akcji takich wyczynowców aerografu jak chociażby nasi rodzimi bracia Pisarscy, wiem że mam przed sobą jeszcze SPORO nauki i sztuczek do ogarnięcia ;)




 



Jaki aerograf wybrać?

 

Dla osób już zdecydowanych lub poważnie myślących o wejście w temat aeorografii, przygotowałem punkt w którym podpowiem wam co warto wybrać, na co zwrócić uwagę a co na początku zignorować.

Największym dylematem jest zawsze wybór pomiędzy tanim "chińczykowym" aerografem a zainwestowaniem w droższy "markowy" sprzęt. Ja miałem okazję przetestować osobiście oba warianty, brałem też udział w kilku warsztatach z aerografii (gdzie miałem okazję podpatrzeć działanie kilku rodzajów aero), więc myślę że mam podstawy do wskazania wam zalet i wad obu rozwiązań. Zebrałem to w formie wygodnej tabelki, na podstawie której sami zdecydujecie co jest dla was lepsze:


 

"Chińczyk" "Markowy"
Zalety Zalety
  • Niska cena na wejściu (poniżej 100zł)
  • Dostępność alternatywnych elementów
    (u wybranych producentów)
  • W przypadku poważniejszej awarii niedrogi koszt wymiany całego urządzenia
  • Prostsza budowa (nozzle blokowany osłonką)
  • Dwustopniowy trigger (regulacja ilości podawanego powietrza i farby)
  • Dostępność częsci zamiennych
  • Dostępność alternatywnych elementów (dysze, zbiorniczki na farbę, obudowy itp.)
  • Uszczelki teflonowe (odporne na agresywne środki do czyszczenia)
   
Wady Wady
  • Mniej intuicyjna budowa (wkręcany nozzle, niewygodna płytka blokująca trigger)
  • Uszczelki gumowe (podatne na działanie agresywnej chemii)
  • Niewielkie szanse na znalezienie części zamiennych
  • Wyższa cena na wejściu (powyżej 300zł)
  • Wysokie ceny części zamiennych (często przekracząjce koszt zakupu całego "chińczyka")



Jak łatwo zauważyć, dopłacamy za jakość wykonania, lepsze materiały, prostszą konstrukcję i mniejszą awaryjność. Jeżeli chcecie tylko "wybadać teren", wybierzcie tańszy aerograf, jeżeli szukacie narzędzia na którym nie tylko nauczycie się podstaw, ale też posłuży wam przez kolejne lata, poświęćcie część figurkowego budżetu na solidniejszy sprzęt - co ja osobiście, z doświadczenia polecam.

Jeżeli szukacie konkretnych modeli, warto się zainteresować ofertą firmy Harder & Stenbeck. Ich "podstawowym" modelem jest Ultra, która świetnie sprawdzi się jako pierwszy aerograf. Evolution i Infinity mają lższejszą konstrukcję (ma znaczenie jeżeli malujecie kilka godzin dziennie), wygodniejsze osłonki na iglicę i kilka innych dodatkowych bajerów.
Jeżeli chodzi o marki Iwata i Badger (które też są często polecane na grupach), nie wypowiem się bo nie miałem okazje nimi malować, a nie chciałbym wam polecać czegoś w ciemno ;)


Dla osób zainteresowanych, mamy możliwość sprowadzenia aerografów (zarówno tych tanich jak i H&Sów) na życzenie w klubie FGB - najlepiej kontaktować się w tej sprawie przez nasz fanpage [link!].

 



 

Jeżeli chodzi o kompresor, na rynku dostępnych jest kilka wariantów tych urządzeń których wydajność pozwala na komfortowe malowanie modeli. Na początek zignorujcie wszelkie propozycje małych pompek do malowania ciast, paznokci albo przeróbki maszynek do akwarium - no chyba że lubicie wyrzucać pieniądze w błoto.

Wybierając faktyczny kompresor a nie zabawkę, najważniejszym elementem na który musicie zwrócić uwagę jest zbiornik na powietrze. Tak, o dziwo jest to opcjonalna część i na nasze potrzeby wystarczy że jest. W zupełności wystarcza trzylitrowa bańka, która zapewni nam:

  • możliwość regulacji ciśnienia (chyba że dokupicie regulator dołączany pomiędzy przewodem na powietrze a aerografem)
  • brak problemów z przegrzewaniem się kompresora
  • jednolitą ilość i jakość powietrza


Bez zbiornika jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę kompresora, który musi tłoczyć powietrze za każdym razem gdy naciśniemy spust aerografu. Może to powodować skoki ciśnienia, losowe "wyrzuty" powietrza, zaprzestanie pracy ze względu na temperaturę i inne niesprzyające malowaniu zjawiska.


 


Tak wygląda 99% hobbystycznych kompresorków dostępnych na allegro i w sklepach. Model nie ma znaczenia ;)





Jeżeli chodzi o dodatki ułatwiające pracę, to warto zaopatrzyć się w słoiczek z uchwytem na aerograf, w którym możemy bezpiecznie opóźnić resztki farby, płukanki wodnej lub cleanerowej. Uchwyt uwalnia dłonie w czasie zmiany kolorów i czyszczenia. Naprawde fajna rzecz.



Często poruszanym tematem jest korzystanie z maski ochronnej przy malowaniu. W przypadku korzystania z farb akrylowych na bazie wody (czyli Vallejo, P3, Citadel itp) najczęściej wystarcza zapewnienie podstawowej wentylacji w pomieszczeniu (chociażby uchylone/otwarte okno).
Jeżeli nakładamy lakiery, farby na bazie alkoholu lub innych rozpuszczalników wtedy zdecydowanie rekomendowane jest użycie porządnej maski z filtrem węglowym i korzystanie z budki malarskiej z wyciągiem, który odprowadzi opary z mieszkania - nie chcemy w końcu ryzykować zdrowia swojego i naszych współmieszkańców.
W takim razie co z maską przy malowaniu zwykłymi farbkami? Jak dla mnie jest jak krem Nivea - ani nie pomoże, ani nie zaszkodzi :)


 

Przydatnym gadżetem są również wyciory do czyszczenia, którymi wyciągniemy brud z kanalików wewnątrz aerografu, które niedoczyszczone powoduja nierówną pracę igły, lub całkowite zablokowanie przepływu farby.


Jeżeli chodzi o chemię, interesują nas trzy pozycje:

  • Cleaner - czyli skoncentrowany środek czyszczący na bazie (chyba) alkoholu, którym pozbywamy się osadów które nie odpuściły po przepłukaniu aerografu czystą wodą.
  • Thinner - rozcieńczalnik, który zwiększa transparentność farb. Stosowany jako lepsza alternatywa dla wody, bo nie rozbija mieszanki pigment-medium.
  • Flow Improver - dodatek poprawiający "płynność" farby i spowalniający jej wysychanie. Stosowany najczęściej w śladowych ilościach (1 kropla na 10 kropel farby) aby eliminować problem zasychania farby na igle i w nozzle aerografu. W dużych ilościach może wywoływać zacieki farby na modelu (która nie zdążyła wyschnąć na trasie dysza -> model) więc stosować z umiarem :)



Mniej oczywistymi rzeczami w które warto się zaopatrzyć przy malowaniu aerografem (aby nie naruszać domowych zapasów) jest pudło jednorazowych rękawiczek - ja zawsze zabezpieczam dłoń w której trzymam model, "tą malującą" zostawiam bez dla lepszego wyczucia urządzenia. Warto też mieć pod ręką zapas ręcznika papierowego, wacików do demakijażu i patyczków do uszu, które świetnie sprawdzają się przy czyszczeniu aerografu. Zapas kilkunastu pipet (chociażby do wpuszczania czystej wody do płukania) jest również wskazany.





Troubleshooting i pytania od widowni


Na koniec tego turbo-wpisu, mała lista pytań i odpowiedzi, które najczęściej otrzymuję (i których udzielam) od osób zaczynających malowanie, więc mam nadzieję że skorzystacie :) Będę ją aktualizował jeżeli pojawią sie jakieś dodatkowe zagwostki które napotkaliście :)
 

Q: Bąbelki w zbiorniczku na farbę
A: Brudny czubek igły/czubek dyszy zawracający powietrze do kanału z farbą. Rozkręcić i przeczyścić.


Q: Farba w kanale za zbiorniczkiem lub na triggerze.
A: Za dużo farby wlanej do aerografu, lub nadmierne kręcenie ręką z aerografem (co powoduje przedostanie się farby do kanału w której pracuje igła). Warto wyrobić sobie zwyczaj trzymania aerografu prosto, lekko pochylonego w dół a obracania dłonią trzymającą model.


Q: "Pajączki" z farby na modelu
A: Farba nie zdążyła wyschnąć w drodze do modelu. Powodem może być zbyt duża ilość dodatków, za mała odległość dyszy od modelu, lub zbyt wysokie ciśnienie które rozbija krople farby o model.


Q: Farba nie leci po cofnięciu igły.
A: Zapchany nozzle, do wyczyszczenia.


Q: Aerograf maluje bardzo mała "plamkę" koloru.
A: Wielkość plamki zależy od: odległości dyszy od modelu (im wieksza tym większa), ilości podawanego powietrza (im większa tym większa) oraz wielkości kompletu dyszy i iglicy (również im wieksze tym wieksza).


Q: Czy jest różnica w malowaniu aerografem modeli plastikowych, żywicznych i metalowych.
A: Sytuacja jest taka jak z malowaniem pędzelkiem. Wszystko zależy od tego jak dobrze farba podkładowa trzyma sie materiału.


Q: Czy aerograf "brudzi" stanowisko pracy.
A: Tak. Dlatego warto zabezpieczyć miejsce malowania gazetami lub folią aby farba która nie leci na model, nie została permanentną częścią naszego wystroju.


Q: Czy warto odpalać aerograf przy malowaniu jednej figurki.
A: Moim zdaniem tak. Szybki pre-shading i jeden-dwa kolory bazowe zaoszczędzą nam sporo czasu. Warto jednak nie szarżować z ilością farby laną do zbiorniczka, wystarczy dosłownie kropla.


Q: Czy muszę kupować cała paletę farb do aerografu.
A: Nie, dodatki w postaci Thinnera i Flow Improvera potrafią przepchnąć przez aerograf nawet najbardziej upartą i gęstą farbę. Warto natomiast korzystać z farb z buteleczkach z zakraplaczem, które są łatwiejsze w korzystaniu i odmierzaniu proporcji farba-dodatki.
Gotowce typu Vallejo Air czy Citadel Air są o tyle wygodne, że nie trzeba z nimi nic robić i można od razu dodawać je do zbiorniczka.



Uff, i to chyba na tyle jeżeli chodzi o moje podstawy w zakresie aerografowania! Mam nadzieję że wpis był dla was przydatny i być może przekona was do zrobienia kolejnego kroku w swojej modelarskiej przygodzie :)

 

Pozostałe poradniki z serii "Kącik modelarski" znajdziecie tutaj [link!]