Witajcie w drugiej części Kącika Modelarskiego, w którym opowiem wam jak dbać o pędzle - nasze podstawowe narzędzia modelarskie! Tym razem skupię się na zabiegach które można i warto przeprowadzać już PO zakończeniu malowania, aby uniknąć zasychania brudu w pędzlu i dbać o odpowiedni kształt włosia.

Jeżeli przegapiliście część pierwszą, w której opowiadałem jak dbać o pędzle w czasie malowania, śmiało rzućcie okiem! [link!] Spotkała się ona z bardzo pozytywnym odzewem ze strony czytelników, więc być może i dla was okaże się przydatna :)



Nie przedłużając, zabierzmy się za konkrety. Rzeczą być może mało oczywistą, ale wartą zwrócenia uwagi jest zebranie WSZYSTKICH pędzli, którymi malowaliście danego dnia do czyszczenia. To że wasz turbo-pędzel za milion baksów będzie pierwszy w kolejce do mydlenia to wiadomo, ale nie odpuszczajcie żadnemu drybrushowi, żadnemu pędzlowi do kleju czy nakładania farby. Każdy jeden zyskuje te kilka kolejnych sesji malarskich, jeżeli poświęcicie mu te dwie minuty uwagi. Z doświadczenia wiem, że po całym dniu tych pędzli może być nawet dziesięć i perspektywa doprowadzenia ich do stanu igiełki to kolejne pół godziny roboty, ale WARTO to zrobić.


 


Taka ilość potrafi zniechęcić, ale myjemy wszystkie!

 



Jak zapewne zauważyliście, płukanie pędzla w wodzie pozbywa się powierzchniowych zanieczyszczeń, często pozostawiając drobinki pigmentu w objętości włosa. W trakcie malowania jest to akceptowalne zjawisko, bo za chwilę i tak ta farba tam wróci, a my przecież czytamy część drugą i zaraz dowiemy się jak się tego pozbyć. Dlatego po zabraniu pędzelków do łazienki przygotowujemy sobie nasze profesjonalne narzędzia do czyszczenia.
Czego potrzebujemy?


 


Tzw. chleb i masło naszego dbania o pędzelki.



Najważniejszy jest kubek z czystą wodą, ręcznik papierowy i mydło! Tak jest, zwykłe szare mydło w kostce to absolutna podstawa w doprowadzaniu pędzli do stanu używalności. Absolutnie zmieniło ono moje podejście do pędzli i zdecydowanie przedłużyło ich żywotność.

W takim razie jak go używać?

  • Zwilżamy pędzel w kubeczku z wodą
  • Zaczynamy jeździć pędzlem po mydle raz w jedną raz w drugą stronę
  • Zbierającą się przy skuwce brudną pianę (czyli mydliny z brudem, którego chcemy się pozbyć) wycieramy o ręcznik papierowy! To ważne, żeby nie pakować tego brudu ponownie do kubka z wodą w którym będziemy płukać pędzel.

 

 


Brudna piana oznaką postępów w czyszczeniu!

 

Operację powtarzamy do momentu aż piana na pędzelku będzie idealnie biała, wtedy mamy prawie 100% pewność że pozbyliśmy się zanieczyszczeń. Oczywiście po wszystkim robimy przegląd czy gdzieś nie zostały jakieś plamy, przebarwienia i czy włoski układają się ładnie w szpic, który sobie głaskamy o ręcznik papierowy, lub po staropolsku na ślinę.

 


Przed i po zabiegu z mydełkiem, mój faworyt musiał zostać zdewastowany na potrzeby artykułu ale przeżył to ;)



Z miłych dodatków, które można sobie dorzucić na tym etapie, ja korzystam z takiego gumowego czegoś do czyszczenia pędzli do makijażu, który zabieram żonie. Bardzo fajnie działa z dużymi pędzelkami (np. do drybrusha, stipplingu albo pigmentów) które już namydlone można podziubać o te wyżłobienia żeby "przeczesały" objętosć włosów i wyciągnęły z nich mechanicznie ukryte drobinki farby.

Drugim fancy gadżetem, jest dedykowane mydło do czyszczenia pędzli. Ja kupiłem taki pojemniczek firmy Masters, który jest wielkości dużego kremu Nivea i jestem gdzieś w połowie po ponad półtora roku regularnego użytkowania. Czy różni się czymś od zwykłego? Na pewno ceną za tą samą objętość, o jakieś 1000%. Jakiejś dramatycznej różnicy w jakości czyszczenia osobiście nie odczułem, ale są tam rzekomo olejki zabezpieczające włosie i przedłużające jego żywotność, co zawsze jest na plus. Poza tym pachnie cytrynką co jest miłe.





Co robić w sytuacji, kiedy nawet mydło nie jest w stanie doczyścić naszego pędzla i po pół godziny wycierania mydlin z naszego drybrusha jest on ciągle zaklejony? Wtedy sięgamy po ciężkie działa w postaci chemii do czyszczenia narzędzi modelarskich.
W swoim osobistym arsenale podzieliłem je na dwie grupy:

  • Dedykowane do pędzli, czyli Brush Cleaner i Brush Restorer od Vallejo który ma formułę pod czyszczenie pędzli z naturalnym włosiem.
  • NIE-dedykowane do pędzli, ale działające, czyli Cleaner do aerografu (brush i airbrush to prawie to samo, nie?) i zmywacz do farb Wamodu.

 

 

 

Zacznę od tych NIE-dedykowanych, bo one zapewne będą budzić najwięcej emocji i kontrowersji - głównie z powodu, że zapewne jeden z tych produktów macie gdzieś w swoim modelarskim kącie. Z mojego osobistego doświadczenia są one dużo bardziej agresywnymi środkami (zwłaszcza Wamod), dlatego stosuje je jako szybkie płukanki, starając się nie używać ich na pędzle z naturalnego włosia. Służą mi głównie do ratowania drybrushy i tych biednych pędzli do nakładania farb i klejów, które kiedyś miały jeszcze włosie w kolorze brązowym lub kasztanowym, a nie w kolorze fryzury emerytki nr 5. Najczęściej wystarcza mi nalanie odrobimy Wamodu lub Cleanera do małego kubeczka, dodanie odrobiny wody i postukanie włosami o dno pojemnika (dlatego między innymi nie robię tego z "normalnymi" pędzlami). Momentalnie w kubeczku momentalnie zaczyna się unosić zawiesina kolorowej farby, która odpuszcza w kontakcie ze składnikami czyścika. Po kilkunastu sekundach powinniśmy mieć już prawie matowy, nieprzezroczysty mix i czysty pędzel, który teraz możemy opłukać, umyć jeszcze raz mydełkiem i odłożyć.

Dedykowanego Cleanera do pędzli używam do dłuższego moczenia "naturalnych" pędzli, jeżeli widzę że mam na nich już permanentne skazy. Ponownie korzystając z małego kubeczka nalewam tam płynu, a pędzle przyczepiam do butelki lub innej w miarę stabilnej powierzchni za pomocą bluetacka, tak aby włosie było w pełni zanurzone, ale nie dotykało dna i ulegało odkształceniom. Osobiście stosuję ten zabieg sporadycznie, bo najczęściej wystarczają mi zabiegi w czasie malowania + mydło.

Istnieje też drugi środek od Vallejo do dbania o pędzelki, który nazywa się Brush Restorer i zgodnie z informacją na opakowaniu, nadaje miękkość włosom i odbudowuje je, ułatwiając przywrócenie oryginalnego kształtu pędzla (czyli bardziej odżywka niż szampon ;) ). Osobiście stosowałem go daaawno temu, kiedy moja przygoda z malowaniem się zaczynała i (jako osoba która najpierw robiła a potem czytała tutoriale aby sprawdzić co zepsuła) zmarnowałem całą butelkę na jeden raz, więc ciężko mi powiedzieć jak się sprawdza na dłuższą metę. Wiem że WTEDY byłem super szczęśliwy, bo faktycznie zaorane pędzle posłużyły mi jeszcze przez kilka kolejnych tygodni hardkorowego użytkowania.





Okej, przebrnęliśmy przez metody czyszczenia na mniej i bardziej agresywne sposoby, więc teraz kilka porad odnośnie tego, jak nie wyrzucić naszej pracy w błoto i sprawić że pędzel będzie na nas czekał w stanie nienaruszonym na kolejne malowanie. Przede wszystkim po myciu suszymy włosie pędzla (nie suszarką) pozbywając się nadmiaru wilgoci na ręczniku papierowym. Jednocześnie staramy się ustawić ładny szpic, żeby ten kształt się utrzymywał (w końcu nie po to spędzamy tyle czasu na dbaniu o nie, żeby odłożyć na półkę roztrzepane włosie na kilkanaście godzin).

Ważne, KAŻDY pędzel musi mieć zatyczkę, która zapobiega odkształcaniu się objętości włosia. Najczęściej kupujemy pędzelki razem z nimi, ale jak wiadomo taka przezroczysta drobnica ma tendencję do gubienia się, zwłaszcza gdy używamy kilku pędzli równocześnie. Mi zdarzyło się wielokrotnie, więc zaimprowizowałam sobie zamienniki w postaci kawałków słomek do napojów, które przyciąłem tak, aby zostawić kilka mm wolnego miejsca za końcówką włosia. Z racji tego że pędzle mają różną grubość, najlepiej założyć na niego słomkę do oporu i wtedy przycinać (starając się nie przyciąć włosów).
Co do przechowywania, w moim odczuciu jedynym słusznym sposobem jest słoiczek lub kubek w którym pędzle mogą stać pionowo, włosiem w dół. Głównie dlatego, aby ewentualne resztki wilgoci skapywały na dno pojemnika, a nie wnikały za metalową skuwkę gdzie zaczynają rozpuszczać klej trzymający włosie na miejscu.
Duże pędzle bez zatyczek najczęściej przyczepiam sobie bluetackiem do słoika, żeby też były włosami do dołu, a jak podeschną i nie potrzebuje ich akurat do malowania, wtedy wracają do słoja włosami do góry.


 


Selekcja na pędzelki do modeli i pędzelki "robocze". Kiedyś były osobno białe i osobno kolorowe trzonki, ale teraz nie wypada.

 

 

Poruszę jeszcze temat kilku innych, często powtarzanych w internecie metod na reanimacje pędzli, które są trochę jak bajki Disneya - niby super, ale zawierają najczęściej tylko ziarenko prawdy i morał.
Na pierwszy ogień pójdą odżywki do włosów. Pisząc ten artykuł próbowałem zrobić sobie mały research odnośnie tego, jak odżywka wpływa na włosy. Przez pierwsze 3 strony w Google (czyli mniej więcej do końca czytanego przez śmiertelników internetu) znalazłem głównie reklamowy bełkot odnośnie super nawilżenia, regeneracji i generalnie zrobienia z włosa super-włosa, którym można naprawiać skafandry kosmiczne.
Ale czy to zadziała w przypadku pędzla, który generalnie już dawno stracił kontakt z "żywicielem" i jest jak osoby oglądające anime (czyli martwy w środku)? Wydaje mi się że nie za bardzo. Może faktycznie zostać nawilżony, ale ten sam efekt zpaewniamy mu regularnym płukaniem w czasie malowania, kiedy zawsze jest na nim wilgoć. Regeneracja? Do jakiego stanu? Do momentu strzyżenia? Przed? Raczej nie odbuduje mu się magicznie cebulka włosowa która "karmi" włos, sprawiając że rośnie i jest ładny. No ale to moje tam rozkminy.
Nie wykluczam oczywiście że w drogich pędzlach pomiędzy trzonkiem a włosiem jest małe stworzenie z którego włosy wyrastają - stąd ich wysoka jakość, którego obecność zasymulowałem obrazkiem.


 


Przekrój pędzla na który mogą działać odżywki do włosów.
~Takmisięwydajewo, Kwiecień 2020, koloryzowane



Oczywiście nie będę kłócił się z nikim gdy napisze że "u mnie działa", bo jak zadziałało to super, ale no ja trochę tego nie kupuję.



Druga metoda to korzystanie z gorącej pary, aby układać włosie pędzli. Podjąłem tą próbę raz kilka lat temu i faktycznie był sukces! Umyty pędzelek umieściłem nad strumieniem pary z czajnika, dzięki czemu stał się dużo bardziej plastyczny i mogłem ułożyć mu na nim bardzo ładny szpic, który się utrzymał. Dlaczego więc nie jest to polecane na każdym kroku i w każdym tutorialu? No bo działa na pędzle z włosia syntetycznego, którymi malarze zawodowi (czyli Ci robiący tutoriale i wygrywający Golden Demony, ja się nie liczę bo nie mam ani Golden Demona ani nawet Patreona) po prostu nie malują, więc nie opowiadają o ich pielęgnacji. W pędzlami z włosia naturalnego kompletnie mi się to nie sprawdziło, zrobiły się mokre, i ciepłe, ale poza tym układałem je jak po normalnym moczeniu w wodzie.




Ostatni akapit poświęcam pamięci pędzli, którym nie pomomogło ani mydło, ani Wamod, ani nawet odżywka o zapachu mango z wyciągiem z krewetki i alg. To często wieloletni weterani, którzy mają za sobą setki pomalowanych figurek, ofiary tragicznych wypadków (np. wsadzenie pędzla w miejsce gdzie nie wyschnął super glue) lub przemocy domowej (wielokrotnie zanurzone w farbie po skuwkę). Jaki los czeka te biedne pędzelki w modelarskim warsztacie?
Dokładnie taki sam jak Space Marinsowych weteranów i czy Stormcastów, którzy polegli w bitwie. Zamieniamy ich w pędzlowe Dreadnaughty, lub przekuwamy w nową istotę pozbawiając ją części jej osobowości. Innymi słowy, zapewniamy mu nową rolę.

Na co można przerobić stary pędzel? Zastosowań jest wiele!

  • Najczęściej stary pędzel awansuje na nakładacz farby na paletę - bo już nie ma potrzeby o martwienie się czy włosie się ubrudzi za połową, albo czy farba dotknie metalowej skuwki.
  • Jeżeli włos zacznie się jeszcze bardziej rozjeżdżać, mamy awans na nakładacza kleju wikolowego lub past teksturalnych, przy których potrzebujemy większej elastyczności niż ta zapewniana przez szpatułki.
  • Kiedy pędzel zostanie pokonany przez klej i pasty, możemy sięgnąć po nożyczki i przyciąć włosy o jakieś 80%, robiąc sobie pędzelek do stipplingu albo jakiegoś wetbrusha, albo drybrusha małych elementów.
  • Ostatnim stanowiskiem jest całkowite wywalenie skuwki i zachowanie patyka od pędzla jako uchwytu do malowanych osobno części.



Ufff, wydaje mi się że udało mi się przybliżyć wam wszystkie zabiegi, które testowałem lub regularnie stosuje w swojej malarskiej rutynie. Mam nadzieję że po raz kolejny udało mi się w merytoryczny sposób przedstawić wam odrobinę hobbystycznej wiedzy, która ułatwi wam pracę z ludzikami i podniesie komfort w hobby :)
Jak zawsze jestem do dyspozycji w razie pytań!


Pozostałe poradniki z Kącika Modelarskiego znajdziecie [tutaj!]