Witam was w kolejnym artykule w ramach naszego FGBowego kącika malarskiego. Dziś kolejny popularny temat, często sprawiający problemy początkującym malarzom, które być może uda nam się wspólnie wyeliminować i poprawić waszą przyjemność z malowania.
Cóż to będzie?

Dziś pogadam z wami (w formie monologu z mojej strony) na temat konserwacji i użytkowania pędzli! Czyli podstawowego narzędzia w modelarskim aspekcie naszego hobby. Z obserwacji i rozmów które przeprowadziłem z naprawdę wieloma malarzami na różnym stopniu zaawansowania, problemy można podzielić na dwie główne kategorie:

  • te dziejące się w czasie malowania
  • te dziejące się po malowaniu

I tak też postaram się podzielić dzisiejszy wpis, aby pokazać wam co warto robić i czego należy unikać zarówno w samym procesie ciapkania ludzików farbą, jak również tego jak przygotować je na kolejną sesję z farbkami.


Okej, na początek zaznaczę (jak w większości moich wpisów) że zebrana tu wiedza to efekt kilkuletniego czerpania z różnych źródeł, eksperymentów i doświadczenia zdobywanego chałupniczo oraz na warsztatach z ludźmi, którzy nie raz otwierali mi oczy na wiele spraw. Nie jestem zawodowym chemikiem i technologiem-pędzlakiem (chociaż kiedyś byłem u barbera), więc jeżeli znajdziecie u mnie jakieś błędy merytoryczne, dajcie mi znać w komentarzach lub facebooku [link] lub naszej skrzynce mailowej sklep@fgb.club ;)




Teraz już do rzeczy, na początek poruszymy tematy z tym o czym należy pamiętać w TRAKCIE malowania figurek.
Rozmawiając z masą początkujących którzy odwiedzają klub lub zaczynają u nas swoją przygodę z malowaniem, najczęstszym problem który napotykają jest brak nawyku regularnego opłukiwania pędzelka. Po prostu cyk, farbka-model-farbka-model do momentu aż objętość włosia zamienia się w mały strup i nakładamy farbę z takiej małej cebulki z kolorowym szczypiorem, albo (w gorszych przypadkach) z litego kryształu farby. Obstawiam że to wina faktu, iż większość poradników malarskich online nie pokazuje tego w kadrze zbyt często (zakładając zapewne że przecież oczywistym jest że płuczemy często).


 


Proszę, nie róbcie tak :(




Dlatego TRZEBA wyrobić sobie nawyk regularnego czyszczenia pędzla z farby, nie pozwalając aby zasychała na i wewnątrz objętości włosia pędzla. U mnie najlepiej działa rytm: paleta-paleta-woda, czyli dwukrotne zaczerpnięcie farbki z palety, położenie jej na model i szybkie opłukanie w kubeczku z wodą. Szybkim, energicznym ruchem, ja pozwalam metalowej skuwce uderzyć o brzeg kubeczka żeby ewentualne zaschnięte drobinki się "obruszyły". Po opłukaniu zawsze sprawdzam czy na włoskach nie zdały jakieś ślady (niektóre farbki momentalnie barwią włosy albo zostawiają małe plamki), wtedy powtarzam operację jeszcze raz czy dwa, za każdym razem pozostawiając nadmiar wody na kawałku ręcznika papierowego - bez tego po nabraniu farby nasz pędzel zrobi na figurce kleks z mieszanki dużej ilości wody i farby, który tylko nas sfrustruje.



Jeszcze pozostając na chwilę w temacie płukania pędzelków, jeżeli malujecie równocześnie różnymi farbkami, warto przygotować sobie dwa kubeczki na wodę: jeden na farbki "zwykłe" i metaliczne (fajną opcją są kubki z uchwytami na pędzle w których można zaczepić pędzle włosiem w dół). Robi się to w celu uniknięcia zanieczyszczenia kolorów, które nakładamy później tym samym pędzelkiem płukanym w tej samej wodzie. Po czyszczeniu pędzla z farb metalicznych, bardzo szybko robi się zawiesina z mikroskopijnych cząstek metalicznych płatków (które bardzo ładnie wirują jak się je zamiesza w czystym kubku - w moim już dawno nie widać...), które zawsze w jakimś stopniu przyczepiają się do pędzelka. O ile przy malowaniu tylko metalicznymi przy jednym posiedzeniu to nie przeszkadza, tak przeskakując np. z malowania srebrnej zbroi na malowanie skóry, może się okazać że nasz Dwarf Skintone czy inny Cadian Fleshtone zrobił się lekko błyszczący.
Wracając również pamięcią do lekcji chemii w okolicy klasy 6-8 (lub dla niektórych gimnazjum), nasz roztwór wodo-farbny stanie się w którym nasycony i nie będzie przyjmował więcej brudu, więc w momencie kiedy szklanka zrobi się szaro-czarna (lub w kolorze naszego głównego malowanego tego dnia koloru), warto zrobić kurs do łazienki i przepłukać parę razy kubeczek (aby pozbyć się osadu zbierającego się na dnie) i nalać świeżej wody.
Wyprzedzając ewentualne pytania: jestem zwolennikiem prostych rozwiązań, nigdy nie testowałem płukania w wodzie utlenionej, demineralizowanej, mineralnej niegazowanej lub innych tego typu wynalazkach. Jak dla mnie przerost formy nad treścią ;)




Kolejnym częstym problemem i skargą malarzy jest to że farby szybko wysychają przy malowaniu. Cytadelki w słoiczkach a vallejo wyłożone na płytę CD/kuchenny kafelek lub inny średnio-udany pomysł z grupek. Farby akrylowe (czyli Vallejo, Citadel, P3, Scale75, Army Painter i inne typowo-figurkowe marki) są naprawdę szybko schnące i najczęściej po jakiś 2-3 minutach zaczynają zamieniać się w suchy plaster - zarówno na modelu jak i w miejscu na którym mamy ją przygotowaną. Nabieranie na pędzel pół-gumowej farby do najprzyjemniejszych nie należy (i do tej pory funduję płatne wakacje pierwszym 10 ork boyzom którzy to ze mną przechodzili) i po raz kolejny wywołuje frustrację przy malowaniu i nauce. Na szczęście na ten problem istnieje uniwersalne, proste, tanie i skuteczne remedium w postaci mokrej palety.
Mokra paleta to skok milowy w malowaniu i hobby figurkowym porównywalny z początkiem osadnictwa i wynalezieniem pisma. Pozwala ona na przygotowanie i utrzymanie farby w stanie przydatnym do malowania przez długie godziny, jak się postaracie to nawet dni! Dzięki temu nie będziecie musieli co chwilę zakraplać koloru z butelki, albo otwierać co chwilę słoiczków (lub co gorsza, trzymać ich otwartych).  

Taką paletę każdy może przygotować w domu z materiałów, po które nawet nie trzeba wychodzić (najczęściej). W szczelnym pudełku, najlepiej plastikowym układamy kilka warstw ręcznika papierowego na dno, ja składam na 3-4 razy i przycinam bok żeby się ładnie zmieściła bez "boczków". Zalewamy to wodą z kranu i pozbywamy się nadmiaru, żeby na dole mieć wilgotny, ale nie pływający papier. Na papier wycinamy i układamy mniejszy kawałek papieru do pieczenia, który po kilku chwilach zwijania się , rolowania i bycia dociskanym palcem powinien się ładnie przykleić do papieru.


 


Paleta zrobiona w piątek, zdjęcie zrobione we wtorek, wszystkie kolory nadają się do malowania :)



Okej, tylko co nam to daje.
Prosta sprawa, po nałożeniu farby ze słoiczka/butelki na papier do pieczenia, mamy plamę koloru która mimo kontaktu z powietrzem nie zasycha (tak szybko), bo ma stały dopływ wilgoci od ręcznika papierowego pod spodem. Farbka która wysychała w dwie minuty, jest zdatna do działania przez cały dzień. Na jej przydatność ma oczywiście wpływ wiele czynników, chociażby lampka której używacie (jak macie nad głową mega-żarówkę to wiadomo że od ciepła farbka zacznie podsychać a woda z ręcznika parować), temperatura i wilgotność powietrza, to czy malujecie ze światłem dziennym z okna czy nie. Tu oczywiście zalecam rozsądek i nie kupowanie nawilżaczy powietrza, rolet czy zmiany oświetlenia, po prostu dodawajcie wody do palety (ostrożnie, można pipetką po brzegach) aby zapewnić jej odpowiedni stan :)




Samo nabieranie farby również ma kolosalne znaczenie. To że regularnie będziemy go płukać nie zapewni nam świętego spokoju, bo farba już w momencie dotknięcia pędzla zaczyna wysychać (kto kiedyś próbował malować oczy albo freehandy to wie), dlatego należy zadbać o to żeby robiła to w miejscu, z którego łatwiej ją usunąć i w którym zrobi najmniej szkód. A jest go "górna" połowa objętości włosia. Połowa najlepiej działa na wyobraźnię, choć jeżeli nauczycie się oceniać i nabierać na mniej niż połowę, to tym lepiej. Polecam to z tego względu, że farbę bliżej skuwki jest zdecydowanie trudniej usunąć i wywołuje ona zmorę malarzy czyli słynne widełki (rozjechanie się włosia w dwie lub więcej stron). Oszczędźcie sobie frustracji i nabierajcie mniej farbki na jeden raz :) Jeżeli ćwicząc to poczujecie że za często wracacie po farbę bo szybko się kończy na pędzlu, rozważcie używanie większego rozmiaru który mieści więcej farby! Mi udaje się pomalować 90% modelu korzystając z oszukiwania aerografem z pędzli w rozmiarach 4 lub 2, czyli odpowiedników regiment/monster/base brushy. Do krawędziowania i małych detali sięgam wtedy po mniejsze pędzelki, ale nawet do tego staram się mieć takie z długim włosiem, żeby nabierały więcej farbki.


 


Bezpieczna ilość farbki na pędzlu.



Kiedy już wiemy ile farby nabrać, warto zadbać też o to jak przygotowujemy KSZTAŁT pędzla do pracy. Zdecydowana większość pędzelków wykorzystywanych w malowaniu figurek ma przekrój okrągły a malowanie w większości przypadków jest wykonywane precyzyjnie ułożonym szpicem. Zapewnia on łatwy dostęp do drobnych detali, brak nieplanowanych plamek na sąsiadujących elementach oraz precyzyjną aplikację kolorów, nawet przy dużym rozmiarze pędzla.
Do malowania dużych, płaskich powierzchni polecam zainteresować się pędzlami o innym przekroju, najlepiej płaskimi, aby nie niszczyć tych pierwszych koniecznością malowania włosiem rozłożonym jak wachlarz.  
Sam ruch układania szpicu jest banalnie prosty i należy zrobić sobie z tego nawyk po każdym płukaniu pędzla.
Dotykając bokiem pędzla arkuszu ręcznika papierowego, zaczynamy ruch w bok, równocześnie obracając w palcach pędzelek wokół jego osi. To powinno sprowadzić nam włosy do jednego punktu a woda, której równocześnie się pozbywamy ładnie je tam zatrzymuje. Z bardziej niepokornymi pędzelkami, można zastosować starą metodę ułożenia włosów na ślinę. Ja przyznaję jestem nagminnym oblizywaczem pędzli (dlatego uwielbiam farby vallejo - smakują najlepiej) i mam już wyrobiony nawyk układania ich w ten sposób.




 

Jeżeli zdarzy się że wasze pędzelki mimo tych wszystkich zabiegów mają jakiś pojedynczy odstający włos, lub czubek rozdwaja się na widełki, lub szpic przestaje być punktem a bardziej "kulką" warto przyjrzeć mu się dokładniej. W 90% przypadków problemem jest mała grudka farby która nie pozwala włosom ułożyć się w ich fabrycznie zaprojektowany kształt. Jeżeli znajduje się głęboko wewnątrz objętości pędzla, warto spróbować usunąć ją mechanicznie odnajdując ją i wypychając czubkiem paznokcia lub malutką pensetą. Po kolejnym opłukaniu powinny wrócić do normy.
Pojedyncze odstające włoski po prostu wyrywam lub przycinam - jeżeli ich próby ułożenia razem z resztą objętości nie skutkują. Ich przyczyna najczęściej jest już za metalową skuwką, czyli tam gdzie w żaden sposób nie sięgniemy bez niszczenia pędzla. Te pojedyncze włoski są pozornie niegroźne (tylko jeden włosek!), potrafią napsuć krwii zwłaszcza gdy "odskakują" w trakcie malowania robiąc kreskę z farby po panelu który już malowaliśmy innym kolorem. Neutralizować!
Ostatnie dziwne zjawisko, które związane jest z kształtem pędzla, jest stopniowa utrata precyzyjnego szpicu przy którym końcówka zaczyna robić się "puchata". Dzieje się to przez działanie farb metalicznych w których zawarte drobinki metalu podcinają końcówki naszego narzędzia, stopniowo pozbawiając go oryginalnego kształtu. Jest to proces którego nie da się uniknąć, ale da się spowolnić, najlepiej mając pędzelek lub dwa które są przeznaczone TYLKO do metalicznych farb (podobnie jak kubek na wodę).


 


Pędzel z "puszystym" czubkiem, zużyty malowaniem farb metalicznych.




A skoro już przy samych pędzlach, to pytanie które również często otrzymuję: Czy warto kupować drogie pędzle? Przez drogie mam na myśli te z wyższej półki (w cenach 50+zł za sztukę w zależności od rozmiarów), które można dostać najczęściej w sklepach dla plastyków, wykonane z najwyższej jakości selekcjonowanego włosia ze zwierząt które mają najwięcej futra w futrze (w sensie ich włosy są tak zbudowane że są w stanie pomieścić więcej farby).
To akurat jest temat rzeka który ma zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników. Ja osobiście dwa czy trzy takie pędzle w swoim arsenale posiadam i uważam że była to dobra inwestycja. Z mojego własnego malowania i obserwacji wynika że ich włosie jest lepiej zaprojektowane i ułożone w sposób, który zmusza je w naturalny sposób do formowania szpicu, bez naszego celowego kręcenia po ręczniku papierowym.
Czy to oznacza że teraz do kosza idą wszystkie wasze pędzelki i pędzicie zamówić super turbo pędzle z włosów latającego bizona? Niekoniecznie!

W malowaniu figurek do grania w Warhammera, do gablotki czy planszówki w którą gracie ze znajomymi różnica pomiędzy pędzlem za 15zł i 50zł, będzie w małym stopniu odczuwalna, bo w ogromnym stopniu jakość użytkowania zależy od was i tego jak o nie dbacie. Zakładając że OLEWAMY to co napisałem powyżej, zniszczenie obu zajmie wam tak samo mało czasu. Oba są narzędziami o które należy dbać i jak zawsze dopłaca się za jakość wykonania i luksus pracy. Ja ostatnio maluję pędzelkami Kozłowskiego (bo mamy je w od ręki w klubie więc siłą rzeczy trafiły do mnie na testy a potem zostały na dłużej) i uważam że są świetnymi "końmi roboczymi". Rozmiar 4 z dużą objętością włosa robi u mnie mega robotę, robiąc większość malowania poza wymagającymi ekstremalnej precyzji zadaniami typu oczy, freehandy czy ciężko dostępne edge higlighty. Ładnie trzymają szpic, mają naturalne włosie i są przystępne cenowo ;)

Okej, to skoro było o naturalnym włosiu to co z syntetykami? Pędzelki ze sztucznego włosia nie cieszą się zbyt dużą sławą wśród malarzy figurkowych głównie ze względu na ich budowę w skali mikro. Tak jak pisałem wcześniej, naturalne powstają ze zwierząt które mają więcej futra w futrze. W mega powiększeniu mają pęknięcia i płaty w których gromadzi się ciecz i możemy cieszyć się większą ilością farby na raz. W syntetycznych pędzlach, włosie ma zdecydowanie bardziej gładką powierzchnię przez co włosie trzyma tej farby mniej.


 




Czy to znaczy że nie nadają się do niczego?
Nie! Ja z powodzeniem używam ich w swoim warsztacie ze względu na kilka zalet, które u nich znalazłem. Bardzo cenię sobie ich sztywność (no homo), czyli powrót do oryginalnego kształtu po zetknięciu z figurką. Dzięki czemu dobrze ułożony włos trzyma kształt niezależnie od tego na jaką powierzchnię go stosuje. Sprawdza się to świetnie gdy używam swojej "szarpanej" techniki, czyli malowania bokiem pędzla i odrywania go szybkim ruchem.
Pędzle syntetyczne są również mniej podatne na uszkodzenie i zużycie w kontakcie z farbami metalicznymi (a przynajmniej ja mam takie wrażenie), dlatego mam osobny komplet do tego celu. Są też tańsze, co być może będzie miało dla was decydujący wpływ.




I tu myślę zakończymy część pierwszą. W kolejnym wpisie, do którego link pojawi się [tutaj!] opowiem wam jak obchodzić się z pędzelkami po sesji malowania, jak je przechowywać i zabezpieczać aby służyły nam jak najdłużej! :)


Nasze wcześniejsze wpisy z kolumny Kącika Modelarskiego znajdziecie [tutaj!]